Jestem pod wrażeniem niesamowitej organizacji warsztatów. Niczego nie zabrakło. Marzena pomyślała o wszelkich udogodnieniach, narzędziach, pomocach.
Stanowiska pracy były przygotowane tak:
Najpierw byla krótka pogadanka co nas czeka,
a potem do dzieła.
Narysowałam ołówkiem rysunek, potem pokryłam szkic woskiem, a na końcu wypełniłam blendy farbami.
Podobnie było z kolejnym obrazkiem.
Pracowałyśmy jak mróweczki, w skupieniu... wskazane było nawet wstrzymywać oddech podczas nakładania wosku... co widać na zdjęciu:)
A na końcu było pranie i suszenie w pierwszych promieniach słoneczka.
To był czas totalnego relaksu!
ps. siostrzyczyka w klasztorze gotowała pysznie:)